proszę weź uratuj mnie
środa minie tydzień zginie, chwała za to. porażką życiową jest 3 z polskiego na półrocze, a myślałam, że jestem taka wszechwiedząca. przynajmniej nie mam zagrożenia, tuż to by był koniec świata, i tak będzie 21.12 czy coś; moja czaszka pęka, jestem naiwna, już nic nie znaczę, przecież mogłam się domyślić, że to tak si skończy, mimo wszystko nie będę żałować. nie kolejny raz. chcę jak najszybciej te zasrane święta których już mam dość mimo, że się na dobre nie zaczęły. muzyczne melancholie na korytarzu są nie do wytrzymania, nie w moim stanie. jest ze mną A, jest też B. i S. który słodko uśmiecha się zarzucając swoimi lokami na prawo i lewo, mam zaległości w kontaktach z ludźmi, nie wiem co się dzieje, żyje w totalnym bałaganie emocjonalnym, "zakochałaś się czy co?" najlepsze pytanie ubiegłego miesiąca. przydałaby się wizyta prywatnego doktora, którego nie mam, a którego miałam. i zabrał wszystko bez zapytania nie oddając nic w zamian. totalne dno, dno z którego nie widać światła dziennego. od czasu do czasu przebije się promyk słońca. rzadko, zbyt rzadko. siedzę i znowu to czytam, wracam do chwil normalności, łudząc się, że to powróci. usunę wszystko, gdy tylko zmienię telefon, i będę ryczeć jak głupia, że moje wspomnienia materialne już nie istnieją. przynajmniej zostały zdjęcia, każde z inną historią, z innym uśmiechem, z innym dopiskiem
bezwarunkowa przyjaźń, nie wiem czy za tym tęsknie, nie wiem nic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz